Shadowman

Richard Hambleton (1952-2017)

Piękny, mroczny, chaotyczny, autodestrukcyjny, dumny, arogancki, atrakcyjny, ekscentryczny, dynamiczny, zawsze bardzo dobrze ubrany – tak został zapamiętany przez przyjaciół i znajomych.

W latach 80. znacznie bardziej znany i ceniony niż Keith Haring, czy Jean-Michel Basquiat. U szczytu sławy Andy Warhol zabiegał o możliwość namalowania jego portretu (bezskutecznie), a magazyn Life dwukrotnie umieścił go na okładce. Dziś jest niestety prawie zupełnie zapomniany.

Hambletona poznałam dzięki fantastycznemu pełnometrażowemu dokumentowi „Shadowman”, który był prezentowany na tegorocznym American Film Festival. I od razu po obejrzeniu filmu wiedziałam, że będę chciała o tym artyście opowiedzieć.

Oto jego historia.

Urodził się w Vancouver w 1952 roku. Nie udało mi się znaleźć wielu informacji dotyczących jego wczesnej młodości. Studiował na Vancouver School of Art i tam otrzymał stypendium, które zapoczątkowało pierwszy cykl jego twórczości.  A cykl ten był także najważniejszą lekcją dla współczesnej sztuki ulicy. Znany dziś na całym świecie król street artu – Banksy, tworzy by ludzie inaczej spojrzeli na miasto. A tego nauczył go  właśnie Hambleton.

Crime scenes / Miejsca zbrodni

Miejsca zbrodni to pierwszy cykl sztuki ulicy realizowany przez Hambletona. Malował na chodnikach obrysy ludzi, w sposób w jaki policja oznaczała znalezione zwłoki. Przy pomocy czerwonej farby imitował krew, dodając swoim pracom bardziej realistycznego wymiaru. Nie tylko przechodnie sądzili, że to prawdziwe miejsca zbrodni, czasem nawet policja dawała się oszukać.

Na realizację tego projektu otrzymał stypendium ze swojej uczelni. Miał tworzyć na zachodnim wybrzeżu. Był w Seattle, San Francisco, LA. Do pracy podchodził bardzo metodycznie. Najpierw starał się poznać miasto, odwiedzał lokalne biblioteki, ratusz. Nocował zwykle w niedrogich hotelach, na ścianie pokoju zawieszał mapę, a na niej zaznaczał miejsca, w których chciał tworzyć. Do Hotelu wracał w nocy zmęczony, cały zabrudzony farbą, najczęściej czerwoną. To wzbudzało niepokój obsługi hotelowej i niejednokrotnie kończyło się interwencją policji.

Celem projektu była oczywiście prowokacja, ale też chęć kreowania, a nie tylko opisywania rzeczywistości. Odbiorcy jego ulicznej sztuki sądzili, że to prawdziwe miejsca zbrodni, sami tworzyli narracje do tych wydarzeń i sprawiali, że fikcja nabierała realnych kształtów.

Gdy stypendium się skończyło, Hambleton nie wraca do Vancouver. Udaje się do Nowego Jorku, który wtedy jest mekką artystów. Ale to też tygiel najgroźniejszej i najmroczniejszej energii artystycznej.  Times Square należał wówczas do dilerów, prostytutek i alfonsów.  A East Village, gdzie zamieszkał, to było miejsce pełne zwierzęcych mocy i niepokojącej atmosfery.

Richard Hambleton, c.1977

I only have eyes for you

Pierwszy nowojorski, mało znany cykl, to „I only have eyes for you” . Przedstawiał wizerunek samego Hambletona, eleganckiego, w garniturze, wpatrzonego w odbiorcę. Po jakimś czasie, gdy deszcz zmywał farbę, wizerunek tracił ostrość i zostawał sam cień. To było inspiracją do kolejnego, najbardziej rozpoznawalnego cyklu – Shadowman.

Shadowman

Shadowman / Człowiek cień – malowane czarną farbą cienie ludzi. Powstawały  w najmniej spodziewanych, ale precyzyjnie wybranych miejscach i objęły wszystkie dzielnice Nowego Jorku. W sumie stworzył ich 450. W mrocznych ulicach prace ożywały, wywoływały strach. Sam Hambleton wspominał: „Gdyby jednej nocy wszystkie ożyły, to powstałby bardzo mroczny horror.

Hambleton tworzył także w Europie: w Paryżu, Rzymie, Londynie, a także na Murze Berlińskim i to po obu jego stronach. Ale swoich prac nie pozwala nazywać graffiti. To sztuka, która przestrzeń miejską używa jak płótna.

Już na samym początku w Nowym Jorku trafił do popularnego wówczas Club 57 i tam poznał Jean-Michela Basquiata. Połączyło ich nie tylko życie towarzyskie, ale przede wszystkim sztuka. To Basquiat dopełniał prace Hambletona – był autorem czaszek namalowanych na twarzach Shadowmana. Obaj wystawiali swoje prace w Fun Gallery, która jako pierwsza eksponowała prace arystów street art w Nowym Jorku.

Shadowman, Richard Hambleton, c.1980

Marlboroman

Po pewnym czasie uliczny Shadowman ewoluował w malowanego już najczęściej na płótnie Malboromana. Człowiek z reklam bardzo popularnych wtedy papierosów był dla amerykanów ikoną, symbolem wolności, bohaterem. Ta seria otworzyła  Hambletonowi drogę do ogromnej sławy i pieniędzy. Ale tylko na chwilę.

U szczytu sławy

Początek lat 80. to hossa na giełdzie nowojorskiej. Ci, którzy zarobili na Wall Street, zaczynają wydawać pieniądze na sztukę. Hambleton z dnia na dzień z tajemniczego i wycofanego staje się artystą rozchwytywanym, pożądanym, prawdziwym celebrytą. Trafia na okładkę magazyny LIFE. Król życia, zawsze nienagannie ubrany, otoczony wianuszkiem pięknych kobiet. Na swoich obrazach zarabia ogromne pieniądze, które absurdalnie szybko wydaje. Na imprezy, na kobiety, na narkotyki. Jest doceniany nie tylko w Nowym Jorku. Jeździ też po Europie, prezentuje swoje prace m. in na prestiżowym Biennale Sztuki  w Wenecji.

Świat w kolorze

Będąc u szczytu zaczyna tworzyć nieco inne obrazy – pełne koloru pejzaże. Ale świat ich nie chce. Świat kocha mrocznego Shadowmana, uważa, że piękno było wcześniej, a teraz sztuka powinna być brudna, brzydka, niepokojąca. Hambleton pozostaje jednak wierny sobie. Ucieka z Nowego Jorku i przez blisko półtora roku  mieszka w Japonii, gdzie żyje spokojniej. Z dala od zgiełku wielkiego miasta wycisza się i maluje piękne, kolorowe, choć trochę niepokojące krajobrazy. Ich monumentalny rozmiar ma sprawić, że odbiorca „wchodzi” w sam środek, że namalowany ocean go pochłania.

Richard Hambleton, c.1990, Woodward Gallery, NYC

Artysta zapomniany

Ale spokojna i piękna  Japonia nie jest dla Hambletona. Wraca do tętniącego życiem, ale też pogrążonego w przemocy, narkotykach, niebezpiecznego Nowego Jorku. W 1987 krach na giełdzie spowodował, że nie było już pieniędzy na sztukę. Galerie upadały. Hambleton mieszka w East Village. Niby mekka artystów, ale jest tam znacznie więcej dilerów narkotyków niż twórców. Bierze każdy,  a sam Hambleton uważa, że pozwala mu to być lepszym artystą. Swoje obrazy sprzedaje po 100 dolarów lub za działkę narkotyków. Zaprzyjaźnieni twórcy umierają – Basquiat z przedawkowania, Haring na AIDS. Ale Hambleton jakoś trwa. Znika ze świata artystycznego, ludzie o nim zapominają, jakby umarł razem ze swoimi przyjaciółmi. Przez lata mieszka na opuszczonej stacji benzynowej, w dramatycznych warunkach, ale nawet wtedy nie przestaje malować.

Wielki comeback

Świat przypomina sobie o Hambletonie dzięki dwóm młodym przedsiębiorcom działającym na styku mody i sztuki. Vladimir Restoin Roitfeld i Andy Valmorbida zobaczyli dawne prace  Hambletona i proponują mu współpracę.  On ma malować, oni zagwarantują mu miejsce do pracy i zorganizują wystawy. Mecenasem projektu został sam Giorgio Armani – co gwarantowało ogromne zainteresowanie mediów, jak i spory budżet. Współpraca z artystą jest trudna, Vladimir i Andy raz w tygodniu sprawdzają postępy prac. Hambleton maluje dużo, ale żadnej pracy nie kończy. Dąży do perfekcji przemalowując, zmieniając, a czasem nawet niszcząc gotowe już płótna. Ale projekt udaje się ukończyć. Głośne pokazy w Mediolanie, Cannes, Moskwie, Londynie oraz finałowy w Nowym Jorku zakończyły się ogromnym sukcesem. W sumie wszystkie pokazy obejrzało ponad 500 000 osób. Z prezentowanych 50 płócien powstałych w latach 1982-2008 udaje się sprzedać 24 za łączna kwotę 400.000 EUR. Pewnie sprzedałyby się wszystkie, ale Hambleton niektórych nie wystawia na sprzedaż. Jak ogromne to było przedsięwzięcie i jak ogromny sukces – zobaczycie w poniższym krótkim, 4 minutowym, świetnym materiale filmowym przygotowanym przez markę Armani.

Ale Hambleton czuł się źle na tych pokazach. Wiedział, że nie należy już do tego bogatego, połyskliwego świata. Dodatkowo był wycofany ze względu na postępującą chorobę, nowotwór skóry, który zniekształcał mu twarz… Więc znów zamyka się w swoim świecie.

Artysta, który umarł za życia

Tworzy i mieszka w Studio przy Orchard Street, ale za nie nie płaci. Wielokrotnie wzywany do zapłaty – nie reaguje. Wezwanie do opuszczenia studia ignoruje. Ostatecznie właściciel traci cierpliwość, zdobywa nakaz eksmisji, a komornik przystępuje do działania. Część jego działań obejmuje opróżnienie pomieszczeń, w trakcie których zniszczonych zostaje bardzo wiele niedokończonych prac Hambletona. A on znowu nie ma ani pracowni, ani dachu nad głową.

Chcąc wyciągnąć go z bezdomności jeden z nowojorskich marszandów proponuje mu umowę. Opłaca apartament w hotelu na Manhattanie w zamian za obrazy.  Układ nie bardzo się sprawdza. Hambleton trochę maluje, ale ponownie niczego nie kończy. A przede wszystkim imprezuje, bywa agresywny, awanturuje się, aż w końcu, po zdemolowaniu pokoju, zostaje eksmitowany z hotelu.

Później znajduje kolejnych mecenasów, którzy w zamian za jego prace oferują mu opiekę, dach nad głową, miejsce do tworzenia. Niektórzy oferują mu przyjaźń, ale on jest zamknięty na świat i na ludzi. Choroba postępuje, a on coraz bardziej się izoluje. W jednym z wywiadów powiedział: „Basquiat przyjamniej umarł. Ja umarłem za życia. I to jest mój problem. (“At least Basquiat, you know, died. I was alive when I died, you know. That’s the problem.”)

Ale świat się o niego upomina. Do życia ponownie przywraca go film dokumentalny. Świetny pełnometrażowy obraz  „Shadowman” Orena Jacoby’iego miał premierę na Tribeca Film Festival wiosną 2017 roku. Jesienią był pokazywany na American Film Festival we Wrocławiu. Na ekrany w USA trafił kilka dni temu, 1 grudnia. Hambleton tego nie doczekał. Zmarł 29 października 2017.

Aż trudno uwierzyć, że jedno nie bardzo długie życie mogło pomieścić tyle wzlotów i upadków, tyle pięknych i tyle trudnych chwil.

Jeśli macie jeszcze chwilę posłuchajcie samego Hambletona w wywiadzie, którego udzielił CNN w 2009 roku: