Jean-Michel Basquiat. Z Lower East Side do wielkiego świata sztuki
Gościnnie dla NY do mnie MOVIE Ania Kapuścińska
Kiedy opowiada się o Nowym Jorku, nie sposób pominąć Jeana-Michela Basquiata. Ten urodzony na Brooklynie artysta swoje dorosłe, bardzo krótkie, życie spędził na manhattańskiej Lower East Side, tworząc wyjątkowe dzieła, za które dziś kolekcjonerzy sztuki są gotowi płacić miliony dolarów.
Brudne ulice Lower East Side
Lower East Side to część Manhattanu. Spójrzcie na mapę i znajdźcie następujące ulice: Allen Street, East Houston Street, Essex Street, Canal Street, Eldridge Street, East Broadway, Grand Street – to one właśnie wyznaczają obszar tej dzielnicy. Na zachodzie sąsiaduje ona z Chinatown i NoLita, a na północy z East Village, która przez wiele lat była uznawana za integralną część Lower East Side. Dziś jest to miejsce coraz bardziej prestiżowe, niegdyś było mekką imigrantów. To tu właśnie lepszego życia zaczynali szukać przybysze zza oceanu. Na początku XX wieku ta właśnie dzielnica Nowego Jorku była najbardziej zaludnioną częścią świata! Istny tygiel kulturowy i etniczny. Ludzie z najróżniejszych zakątków świata mieszkali w budowanych tu masowo czynszówkach, próbowali wiązać koniec z końcem i spełnić swój american dream.
Jak tylko im się udawało, to uciekali szukać szczęścia gdzie indziej, w przyjemniejszych lokalizacjach. Na ich miejsce trafiali inni. I tak w kółko. Jak pisze Magdalena Rittenhouse w książce Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero: „Niskie czynsze oraz atmosfera dzielnicy przyciągały też najprzeróżniejszych artystów, pisarzy, kontestatorów. Szukali tu schronienia przed rodzącym się właśnie konsumpcjonizmem”. „Bieda, brud, używki, a nawet drobna przestępczość wpisywały się w obraz życia bezkompromisowych, antysystemowych artystów” – wspomina Jan Błaszczak w świetnej książce THE DOM. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side. Lower East Side w połowie lat siedemdziesiątych wyglądała potwornie, w opuszczonych domach koczowali bezdomni, narkomani, na ulicach aż roiło się od przestępców. Zresztą te czasy w ogóle nie były łaskawe dla całego Nowego Jorku. Miasto znajdowało się na krawędzi bankructwa. Pisaliśmy już o tym tu m.in. tu: http://www.nydomniemovie.pl/taksowkarz. Dług rósł bardzo szybko, oprocentowanie miejskich obligacji sięgało blisko 10%, a i tak nikt nie chciał ich kupować. Urzędujący wówczas prezydent Gerald Ford, odmówił udzielenia pomocy, co „Daily News” skomentowało „Ford to city: DROP DEAD” [„Ford do miasta: Padnij Martwe”].
I właśnie prosto z tych brudnych ulic Lower East Side Jean-Michel Basquiat (który zamieszkał w tej okolicy po porzuceniu szkoły i rodzinnego domu na Brooklynie) wpadł do świata wielkiej sztuki.
„Mogę stać się gwiazdą”
Basquiat marzył o tym, żeby być znanym artystą. I wierzył, że mu się to uda. Kiedyś powiedział: „Od siedemnastego roku życia myślałem, że kiedyś mogę stać się gwiazdą. Na myśl przychodzili mi wszyscy moi bohaterowie: Charlie Parker, Jimi Henrix… Miałem takie romantyczne wyobrażenie tego, w jaki sposób ludzie stają się sławni” – cyt. za https://www.basquiat.com].
Fascynacja Basquiata sławą i „wypaleniem się” z powodu tejże to powracający temat w jego życiu i twórczości. Jimi Hendrix i Janis Joplin, dwie osoby, których osiągnięcia artystyczne podziwiał, zmarły z powodu przedawkowania narkotyków jako 27-latkowie w 1970 roku – i niestety Basquiat skoczył życie, będąc w tym samym wieku, i w ten sam sposób. Jego podziw dla muzyków, piosenkarzy, takich jak powyższa dwójka, ale także Charlie Parker, Billie Holiday, Dizzy Gillespie, Miles Davis znajduje zresztą odzwierciedlenie w wielu jego pracach, jak na przykład: Charles the First, Discography (One), Discography (Two), CPRKR czy Horn Players.
Zresztą muzyka zajmowała ważne miejsce w życiu Basquiata. Niemały tu wpływ ojca, który często po pracy wyciągał instrumenty muzyczne i grał jazz, blues oraz inne gatunki. Pod koniec lat siedemdziesiątych Basquiat założył zespół o nazwie Gray. Nazwa zdecydowanie nie przypadkowa, bowiem zainspirowana książką Gray’s Anatomy, którą Jean-Michel dostał od matki, kiedy jako dziecko uległ wypadkowi i leżał w szpitalu. Stała się ona ulubioną lekturą chłopca i wzbudziła w nim fascynację rysunkiem anatomicznym. A zamiłowanie do sztuki Basquiat zdradzał już od najmłodszych lat, które spędził na Brooklynie. Uwielbiał rysować i robił to w każdej wolnej chwili, wspierany przez matkę. To ona zabierała go do The Brooklyn Museum czy Museum of Modern Art (MoMA), gdzie… dziś można podziwiać dzieła Basquiata. Ona również posyłała go na zajęcia plastyczne. Jako dziecko tworzył obrazki zainspirowane twórczością Alfreda Hitchcocka, rysował auta, wymyślał komiksy.
Zawsze był niespokojnym duchem, poszukującym swojego miejsca. W pogoni za marzeniami rzucił szkołę i opuścił rodzinny dom. Aby się utrzymać, sprzedawał na ulicach Nowego Jorku własnoręcznie malowane pocztówki i T-shirty. Można było spotkać go w Washington Square Park, na ulicach SoHo, a także przed wejściem do MoMA. Raz nawet sprzedał taką pocztówkę swojemu idolowi, Andy’emu Warholowi, którego zauważył przez okno w restauracji WPA, gdzie ten jadł obiad. Nieco później ten znany artysta pop-art zajął ważne miejsce w życiu Basquiata (ale o tym dalej).
Jak wspomina Jeffrey Deitch, doradca ds. sztuki, w świetnym filmie dokumentalnym BBS Basquiat: Rage to Riches (polecam!), Nowy Jork na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był rajem dla twórców. „Gospodarczo miasto to stało na granicy bankructwa, więc ‘normalni’ ludzie uciekali, a szaleni artyści się tu sprowadzali” – dodaje James Chance, nowojorski muzyk. To był elektryzujący czas. – „Wszystko wydawało się możliwe”, wspomina Susanne Mallouk, kiedyś dziewczyna Basquiata, dziś psycholożka. I właśnie w takim świecie Basquiat próbował swoich artystycznych sił. A sztuka zawsze była jego najlepszą bronią – pomagała mu zmagać się z uprzedzeniami, samotnością, niepewnością, strachem, niezrozumieniem… Poprzez sztukę wyrażał swój stosunek do otaczającej go rzeczywistości. Mury dolnego Manhattanu pokrywał swoimi opiniami, wątpliwościami, emocjami, tworząc krótkie, ale niezwykle treściwe aforyzmy, z filozoficznym zacięciem, pełne ironii, a nawet sarkazmu, sygnowane intrygującym podpisem SAMO. SAMO, czyli Same Old Shit (zaczerpnięte ze slangu), projekt, który stworzył razem ze swoim kumplem ze szkoły (CITY-AS-SCHOOL na Manhattanie – szkoła dla „alternatywnej” młodzieży) Alem Diazem, był właśnie taką swoistą platformą reagowania na bezsens rzeczywistości, stawiania pytań o wartości, sprzeciwiania się niesprawiedliwości, hipokryzji, głupocie, krytykowania konsumpcjonizmu, polityki…
Młodzi artyści działali anonimowo, a wszyscy zastanawiali się: „Kim, do cholery, jest ten SAMO?”. Zakończyli projekt, a właściwie Basquiat go zakończył, pisząc na murze „SAMO IS DEAD” dokładnie wtedy, gdy zainteresowały się nim media (w 1979 roku na łamach „Village Voice” ukazuje się artykuł o SOMO, chwilę wcześniej Basquiata został „zdemaskowany” na Canal Zone Party – imprezy dla graficiarzy, podczas której wykonał typowe dla SAMO dzieło na udostępnionej mu ścianie, niedługo później wystąpił w programie Glenn O’Brien TV Party jako SAMO).
Więcej o SAMO można poczytać tu: https://www.dazeddigital.com/art-photography/article/37058/1/al-diaz-on-samo-and-basquiat.
Na szczyt…
Od tego czasu Basquiat zaczyna działać pod własnym nazwiskiem. Włóczy się po Lower East Side, odwiedza kluby (w których od czasu do czasu prezentuje również swoje prace) – ulubiony Mudd Club, ale też Club 57 (tu polski wątek – właścicielem tego przybytku był Stanley Strychacki, ciekawych odsyłam do rozdziału 4 świetnej książki Jana Błaszczaka THE DOM. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side), gdzie poznaje innych młodych twórców, stawiających pierwsze kroki w świecie sztuki, Keitha Harrringa i Kennego Scharfa, a także Richarda Hambletona (więcej o tym tutaj: http://www.nydomniemovie.pl/shadowman/). Nie stać go na profesjonalne malarskie materiały, więc zbiera to, co udaje mi się znaleźć na ulicy, stare drzwi, deski, kawałki dykty… A że na ówczesnym Lower East Side aż roiło się od podpalonych budynków (ich mieszkańcy podkładali ogień, aby mieć szanse na przesiedlenie), takie akcesoria leżały na wyciągnięcie ręki. Tworzy, tworzy, tworzy. Udaje mu się nawet sprzedawać jakieś swoje dzieła. Ma sporo szczęścia, spotyka na drodze odpowiednich ludzi. Jednym z nich jest poznany w Mudd Club Diego Cortez, artysta i filmowiec, któremu bardzo podoba się twórczość Basquiata. Pokazuje, a nawet sprzedaje jego prace znawcom sztuki. Zaprasza również Basquiat do wystawienia obrazów na organizowanej przez siebie wystawie „New York / New Wave”. Tam zauważają go ludzie ważni w świecie sztuki, między innymi Annina Nosei, krytyczka sztuki i właścicielka znanej nowojorskiej galerii, która bierze młodego artystę pod swoje skrzydła. W tym czasie Basquiat poznaje też Andy’ego Warhola, z którym się zaprzyjaźnia i zaczyna wspólnie tworzyć.
Kariera artystyczna Jean-Michela rozpędza się na dobre. Kolejne wystawy, zbiorowe i indywidualne, w Nowym Jorku, Los Angeles, Tokio, Paryżu… Obraz za obrazem (był czas, że tworzył kilka prac jednocześnie, aby mieć co wystawić w galeriach, które zaczęły zabiegać o jego twórczość). Wywiady, artykuły… Ogromna sława, której zazdrościli mu inni twórcy, jego rówieśnicy (a on zaczął mieć z tego powodu wyrzuty sumienia). Poczucie samotności w tłumie. Ogromne pieniądze, jakich dotąd na oczy nie widział, które zaczynają go przytłaczać. Natrętni miłośnicy jego sztuki, którzy bez zaproszenia wchodzą do jego pracowni, oglądają niedokończone dzieła, które zamierzają kupić (i zgłaszają swoje poprawki!). Nieuczciwi mecenasi kultury, którzy chcę zbić na nim majątek. I niestety narkotyki… pomagające to wszystko udźwignąć…
Po prostu artysta
Był pierwszy afroamerykańskim artystą, z którym liczył się świat sztuki. Sam nie lubił, gdy określano go mianem „czarnego artysty”. Zawsze powtarzał, że jest artystą, po prostu artystą. Niestety jego kolor skóry determinował jego życie. Ameryka lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych była wciąż pełna uprzedzeń i podziałów. Symboliczne było choćby to, że Basquiat, który zaczął na swojej sztuce zarabiać ogromne pieniądze, nie mógł ich wydać choćby na taksówkę, ponieważ żadna taksówka nie zatrzymywała się na jego wezwanie. Bo był czarny.
Artystyczna przyjaźń
Zostawił po sobie ponad 2000 prac. Wyjątkowe miejsce zajmują obrazy stworzone wspólnie z Warholem. Przyjaźń obu tych panów to było coś! Basquiat poznał swojego największego idola. Ba! – on ze swoim największym idolem tworzył. Warhol zaś był zafascynowany młodszym kolegą. Podziwiał jego sztukę, osobowość, emocjonalność. Stali się niemal nierozłączni: razem malowali, uczestniczyli w wydarzeniach artystycznych, prowadzili długie filozoficzne rozmowy… Warhol namawiał Basquiata do zadbania o relacje z rodziną. Próbował odciągnąć go od wyniszczającego uzależnienia od narkotyków. Oddalili się od siebie po pierwszej wspólnej wystawie w 1985 roku, która zebrała słabe recenzje… Basquiata bardzo dotknęło to, co pisano: że Warhol go wykorzystał, że Jean-Michel to artystyczna maskotka… Trzeba pamiętać, że już wtedy życie Basquiata determinowała zabójcza heroina, zmieniał się, czasem reagował nieproporcjonalnie i bardzo emocjonalnie, tracił pewność siebie, był zagubiony. Stąd pewnie taka a nie inna postawa. Tak czy siak kontakt między panami właściwie się urwał. Niemniej śmierć Warhola, kilka lat później, była dla Basquiata traumatyczna. Jean-Michel namalował wtedy obraz Gravestone (Nagrobek) dla dawnego przyjaciela.
„Śmierć Warhola uczyniła śmierć Basquiata nieuniknioną, w jakiś sposób Warhol był jedyną osobą, która zawsze wydawała się być w stanie zawrócić Jean-Michela z krawędzi. Zawsze gdy Jean-Michel miał największe kłopoty, to właśnie Andy Warhol był osobą, od której mógł otrzymać wsparcie… Po odejściu Andy’ego nie było nikogo, do kogo Jean-Michel mógłby się zwrócić” – wspomina Donald Rubell, kolekcjoner sztuki (cyt. za: https://www.basquiat.com).
Klub 27
Basquiat zmarł w 1988 roku po przedawkowaniu heroiny i dołączył do Klubu 27 – artystów, którzy odeszli z tego świata w wieku 27 lat, w tym do swoich idoli – Henrixa i Joplin.
***
Dziś jest uznawany za jednego z najważniejszych przedstawicieli nowego ekspresjonizmu i jednego z najdroższych artystów na świecie. Na aukcjach dzieł sztuki jego obrazy, będące połączeniem sztuki prymitywnej, nawiązań egzotycznych, anatomii, socjologicznego komentarza, aforyzmów, sztuki ulicy i komiksu, nawiązujące do sztuki klasycznej – osiągają niebotyczne ceny. W 2018 roku w domu aukcyjnym Sotheby’s za obraz artysty zapłacono 98 milionów dolarów. Kolekcjonerzy sztuki zacięcie walczyli, aby zdobyć jego dzieło. Sami zobaczcie.
Flimowe tropy
Życie Basquiata – choć krótkie, to jednak niezwykle intensywne i fascynujące – stało się tematem kilku filmów. Wszystkim tym, którzy chcieliby bardziej zgłębić temat, bardzo mocno polecam poniższe filmy dokumentalne. Dzięki nim można bliżej poznać nie tylko Basquiata, ale także artystyczną specyfikę ówczesnego Nowego Jorku.
- Basquiat: Rage To Riches – BBC Studios, reż. David Shulman (2017) – więcej informacji tu: https://www.bbcstudios.com/case-studies/basquiat-rage-to-riches/
- The Radiant Child, reż. Tamra Davis (2010)
- Downtown 81, reż. Tamara Davies (1981)
W 1996 roku powstał fabularny film zainspirowany życiem artysty – Basquiat (polski tytuł: Basquiat. Taniec ze śmiercią) w reżyserii Juliana Schnabela.
Nie jest to oczywiście biografia jeden do jednego, a bardziej artystyczna wizja na temat życia Jeana-Michela Basquiata. Wizja ciekawa, warta obejrzenia, ale jednak… pozostawiająca niedosyt. Przyznam, że trochę zmęczył mnie scenariuszowy bałagan. Dlatego wydaje mi się, że warto przed obejrzeniem tego filmu, poznać lepiej jego bohatera, pogrzebać w jego biografii, przyjrzeć się bliżej jego twórczości. Przyjemniej i łatwiej będzie później wczuć się w dość specyficzny – moim zdaniem bardzo intrygujący i wciągający – nastrój tego filmu.
Reżyser filmu, Julian Schnabel dobrze znał ówczesne środowisko artystyczne Nowego Jorku, dobrze znał też Basquiata, więc z pewnością zdecydowanie łatwiej było mu zrozumieć bohatera swojego filmu, a że sam jest malarzem… Stworzył bardzo malarski i poetycki film. To właśnie ekspresjonistyczne, czasem teledyskowe, ujęcia są tu najważniejsze, często spychają na drugi plan narrację… Zdjęcia są bardzo oniryczne, a kamera wręcz „siedzi” w głowie bohatera. Towarzyszymy Basquiatowi na ulicach Lower East Side na różnych etapach jego życia, zaczynając od roku 1979. Z jego perspektywy patrzymy na świat – również świat z narkotycznych wizji – i przyglądamy się, jak ucieka przed samotnością i nieprzyjaznym otoczeniem, zmaga się z uprzedzeniami, nieszczerością otaczających go ludzi, a także ze zgubnym wpływem wielkich pieniędzy i narkotyków, a nade wszystko gubi się w przytłaczającej rzeczywistości. Brawa dla Jeffreya Wrighta za rolę Basquiata, niezwykle wiarygodną.
Nie można zapomnieć również o doskonałej kreacji Davida Bowie, który wcielił się w Andy’ego Warhola, którego zresztą znał osobiście. Wyszedł daleko poza stereotypowe postrzeganie tego artysty, oddając jego ekscentryzm, wrażliwość, subtelność i niemal dziecięcą szczerość.
Zresztą w filmie występuje cała plejada gwiazd: Benicio Del Toro, Michael Wincotta, Gary Oldman, Dennis Hopper, Courtney Love czy Willem Dafoe.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o ścieżce dźwiękowej, która jest doskonała. Przede wszystkim (tak ważny dla Basquiata) jazz – i Charlie Parker, i Miles Davies, i Dizzy Gillespie. Ale nie tylko – w filmie usłyszymy też oczywiście Davida Bowie, a także Vana Morrisona, P.J. Harvey, Toma Waitsa, The Pouges oraz Rolling Stones.
A po więcej informacji o Basquiacie zapraszam tu: https://www.basquiat.com.