Poszukując Nowego Jorku w Warszawie – cz. I
W ubiegłym roku rozpoczęłam cykl „Poszukując Nowego Jorku w…”. Napisałam wówczas artykuł o Tokio (tutaj), które uwielbiam, a w którym udało mi się nawet sporo nowojorskich akcentów odnaleźć. Tegoroczne wakacje spędziłam m.in. w Nowym Jorku, a pisanie o Nowym Jorku w Nowym Jorku to trochę jak poszukiwanie procentu cukru w cukrze, co pamiętamy z doskonałej komedii Barei „Poszukiwany, poszukiwana”. Postanowiłam więc poszukać motywów nowojorskich bliżej, w mojej ukochanej Warszawie.
Wybór był dość prosty. Kino! Otwarte już kilka miesięcy temu (14 lutego 2019) pierwsze kino sieci Helios w Warszawie, które za temat przewodni wystroju obrało właśnie Nowy Jork! Długo zwlekałam, żeby wybrać się do Blue City, bo trochę nie po drodze, bo godziny nie te, ale chyba przede wszystkim dlatego, że obawiam się, że taki projekt nie może się udać. Bo jak oddać magię tak niezwykłego miasta przy pomocy kilku rekwizytów? Otóż można! I to z dużą klasą.
Pierwszy uśmiech pojawił się jeszcze przed wejściem do samego kina. To tu znajduje się kawiarnia stylizowana na amerykański diner. Cafe Helios klimatem fantastycznie przypomina „Burger Diner” z „Grease” (tak wiem, to nie Nowy Jork, o nowojorskich skojarzeniach za chwilę).
Te same pastelowe róże i błękity, w menu niejeden pyszny deser. I tylko kawa nie ta. Na szczęście! Bo choć uwielbiam Amerykę i uwielbiam kawę, to ta ostatnia w amerykańskim, dinerowym wydaniu jest zła. Bardzo zła. A tu w ofercie cała gama bardzo różnych kaw. Tych bardziej wyrafinowanych nie próbowałam, bo dla mnie istnieje tylko czarna, ale wszystkie wyglądają znakomicie. W Nowym Jorku podobny klimat znajdziecie pewnie w wielu miejscach, ale mi Helios Cafe najbardziej przypomina „Lexington Candy Shop” (facebook.com/lexingtoncandyshop), jeden z najstarszych nowojorskich dinerów. Otwarty blisko 100 lat temu, dziś prowadzony przez wnuka założyciela. To najbliższa do Metropolitan Museum of Art restauracja, w której można coś w miarę rozsądnie cenowo przekąsić (jajecznica, tosty, sałatki, kanapki oraz oczywiście mleczne shaki). To miejsce cenią sobie także filmowcy. Jedli tu Robert Redford w „Trzech dniach Kondora” (1975), Scarlett Johannson w filmie „Niania w Nowym Jorku” oraz Woody Allen oraz John Turturro w „Casanowie po przejściach”. Na blogu na pewno jeszcze tu wrócimy, a teraz ruszamy dalej – do kina.
A tu Times Square! Reklamy, bilbordy, neony, a do tego latarnie i ławeczki. Tych ostatnich, co prawda, na Times Square nie znajdziecie, za to we wszystkich nowojorskich parkach – jak najbardziej. Do tego dodające szyku drobiazgi, jak czerwone dywany prowadzące do sal i eleganckie kordony. Można się poczuć jak na premierze na nowojorskim Broadwayu. Zresztą zobaczcie sami.
Kino ma do zaoferowania sporo najnowocześniejszych rozwiązań technicznych. Znam się na tym słabo, więc posłużę się cytatem ze strony internetowej kina: „Jako pierwsze w Polsce, kino Helios w Blue City oferuje projekcje w innowacyjnej technologii laserowej Christie RealLaser™. Ponadto multipleks wyposażony jest w wysokiej klasy sprzęt nagłaśniający, dźwięk cyfrowy Dolby ATMOS, rozdzielczość obrazu Christie 4K oraz technologię DepthQ 3D”. Brzmi profesjonalnie i tak też się prezentuje. Jakość obrazu i dźwięku jest naprawdę doskonała. Na dodatek kupując bilety, wybraliśmy salę Dream, która oprócz tych wszystkich technicznych nowości oferuje dodatkowo niebywale wygodne, rozkładane fotele. I znów poczułam się jak w Nowym Jorku. A dokładniej w salonie u Chandlera i Joey’a z serialu „Przyjaciele”.
Ostatnim elementem, dla mnie niezwykle ważnym, choć zupełnie niezwiązanym z Nowym Jorkiem… jest ukłon w kierunku dawnej filmowej Warszawy. Poszczególnym salom nadano nazwy nieistniejących już dziś kultowych kin, na dodatek zachowano wygląd oryginalnych neonów! Możemy więc obejrzeć film w Capitolu, kiedyś kino Oka, do którego w latach 70. i 80. wszyscy uczniowie warszawskich podstawówek chodzili na seanse 3D! Jest Moskwa, pierwsze kino, w którym oglądałam film („Pechowiec” Francisa Vebera z 1981r.). Jest też Relax, przed którym spędzałam długie godziny, by zdobyć bilety na Warszawski Festiwal Filmowy. I Femina – pierwsze warszawskie kino, które wprowadziło wygodne fotele lotnicze (oraz Dolby Digital i klimatyzację, ale to wówczas robiło na mnie mniejsze wrażenie). No i Skarpa, w której bywałam najczęściej. Tu i w istniejących do dziś kinach Rejs i Kultura spędziłam ponad 300 godzin pierwszego semestru III klasy liceum.
Jak mogliście się przekonać, ta wyprawa do kina miała wyjątkowo sentymentalny charakter. Myślę, że wszyscy miłośnicy Nowego Jorku i Warszawy będą się w kinie Helios czuć znakomicie. Ja na pewno tu wrócę, a Wam życzę powodzenia w konkursie na FB!